poniedziałek, 24 maja 2010

23 maja 2010
Wczoraj dowiedziałam się,że zmarł chłopak z mojej kliniki.Miał 18 lat.Znałam go 'z widzenia',chyba nawet nigdy z nim dłużej nie rozmawiałam.Ale szkoda mi go,strasznie.Taki młodziutki...[*]

Dzisiaj są urodziny Łukasza,kolegi,który jest na prawdę bardzo sympatyczny,potrafi rozśmieszyć...
I Asi,koleżanki z kliniki,która mieszka jakieś 6 km ode mnie.Miała niedawno przeszczep szpiku,i ciągle trzymam kciuki żeby wszystko było dobrze,musi być!
I życzę jej wszystkiego co najlepsze,a przede wszystkim dużo zdrówka.Bo jak ono jest,to reszta jakoś się ułoży...

Współczuję ludziom,których dotknęła powódź...Przecież to co się dzieje jest okropne!
Niektórzy stracili cały swój dobytek,są nawet ofiary śmiertelne...Mam szczęście bo u nas na razie jest spokojnie,ale gdy widzę w telewizji jakie szkody wyrządziła fala...aż płakać się chce.

Kontrolę mam przełożoną na 2 czerwca,jutro nie jadę.
Może to i nawet lepiej,bo Wrocław też jest zalany i nie wiadomo czy dało by się dojechać do kliniki...

Pauliśka. (13:24)

wtorek, 18 maja 2010

17 maja 2010
Miałam kilkudniowy 'odwyk' od komputera i internetu.Najpierw zepsuł mi się laptop,trzeba było instalować nowy system.A później awaria internetu.
Mam tak dużo nauki,nie daję rady.Pamięć mnie zawodzi.Nic nie mogę zapamiętać.Aż się boję co będzie we wrześniu,gdy ilość nauki zwiększy się trzykrotnie...
Chcę się uczyć,ale jest mi tak ciężko...
A ta pogoda to mnie po prostu dobija...kto to widział,żeby w maju było tak zimno? To chyba przez tą pogodę mam ostatnio taki kiepski nastrój.Na nic nie mam ochoty,najchętniej całymi dniami leżałabym w łóżku.
Oglądałam ostatnio moje Zdjęcia z przed roku,i tak bardzo chciałabym mieć już takie długie włosy jak wtedy...Chociaż teraz mam już takie około 7-8 cm.Ale grzywka jest krótsza,bo miałam w tym miejscu naświetlania.Źle się czuję w takich króciutkich włoskach.Nie wiem co zrobić żeby szybciej rosły.A za tydzień na kontrolę.Wcale się nie boję i nie przejmuję,bo to tylko morfologia,kreatynina,USG i RTG.Musi to wszystko wyjść dobrze,innej opcji nie ma.;)
Pauliśka. (21:59)

sobota, 8 maja 2010

07 maja 2010
No to 24 maja jadę na kontrolę.W sumie to nic takiego tylko USG brzucha,RTG płuc,morfologia...i chyba to wszystko.

Dzisiejszy dzień był baaardzo fajny.Od południa do wieczora buzia mi się cieszyła;)Przyjechała Martyśka,i razem z Oleńką i mamuśką byłyśmy na placu zabaw.Porobiłyśmy masę śmiechowych zdjęć,powygłupiałyśmy się na huśtawkach.Spędziłyśmy tam ponad dwie godziny.Póżniej przyjechał Irek i znów poszliśmy na spacer i był ciąg dalszy śmiania się ze wszystkiego i wspominania jak to było w gimnazjum.Dobrze,że mam takich przyjaciół,którzy potrafią mnie rozbawić i sprawić że rzeczywistość staje się bardziej kolorowa.

Oby więcej takich dni !
Pauliśka. (23:32)

sobota, 1 maja 2010

30 kwietnia 2010
To już rok.Dziś mój blog `ma urodziny`.365 dni temu napisałam pierwszą notkę.Minęło już tyle miesięcy,dni,godzin,minut,sekund...Przez ten czas przeważnie tu wylewałam swoje żale i smutki.
Rok temu zawalił się cały mój świat,który budowałam przez 16 lat.Nagle legły w gruzach wszystkie plany na przyszłość.Myślałam że już nic dobrego mnie nie spotka.Przez pierwsze dni po tym ,jak dowiedziałam się,że to rak,byłam mocno załamana.Do dziś pamiętam te kilka dób.Leżałam wtedy sama na sali,bo Sylwia,dziewczyna z którą dzieliłam 'szpitalny pokoik' wyszła dzień przed tym,jak usłyszałam diagnozę.Podejrzewali u niej to co u mnie.A u mnie tego  nie podejrzewali.Stawiali na to,że to jest ziarnica.Ale badanie histopatologiczne rozwiało wątpliwości.Już wtedy gdy Sylwia wychodziła,przeczuwałam że coś jest nie tak.Miałyśmy w tym samym dniu biopsję i nasze badania były razem wysłane do Warszawy,i razem przyszły wyniki.Ona mogła jechać do domu,bo nie miała żadnych zmian onkologicznych.A mi dyżurująca wtedy lekarka powiedziała,że musi skontaktować się  z moją mamą.I gdy mama przyjedzie to porozmawiamy.Już po usłyszeniu tego byłam lekko zdołowana.Ale za wszelka cenę nie dopuszczałam do siebie myśli,że mam raka.
Gdy przyjechała mama i poszła na rozmowę z lekarzami...musiałam tą myśl przyjąć.Przy mamie nie płakałam.Byłam twarda.Widziałam,że miała wtedy łzy w oczach,które starała się ukryć.Więc nie chciałam jej utrudniać tej sytuacji.Gorzej było jak już pojechała.Leżałam całymi dniami w łóżku i robiłam sobie tylko krótkie przerwy w płakaniu.Miałam też duże wsparcie w pielęgniarkach. Szczególnie w dwóch:Pani Ani i Pani Ewie.Dużym szokiem była rozmowa z Panią Profesor.To ona wytłumaczyła mi jak będzie wyglądało leczenie.Jej słowa dobrze utkwiły mi w pamięci.`...Kotuś  i niestety trzeba będzie zastosować chemioterapię.Wiem,że dla dziewczynek to trudne z powodu włosków.Ale proszę Cię,skróć je przed leczeniem,może będzie Ci ich mniej żal jak będą wypadały...`Ja tak kochałam swoje włosy...a to że je stracę jeszcze bardziej mnie załamało.Teraz wydaje mi się to głupie,bo włosy to rzecz nabyta,odrosną.A zdrowie jest jedno.I życie jest jedno.
Do tego wszystkiego doszło jeszcze rozstanie z moim chłopakiem.Ale tym się jakoś specjalnie nie przejęłam.
Mimo wszystko po kilku dniach układania sobie tego w głowie,wyszłam z tego dołka.Wzięłam się w garść.Zrozumiałam,że płacz i załamanie nic nie pomogą,wręcz przeciwnie-zaszkodzą.
Przed rozpoczęciem leczenia przeszłam jeszcze serie badań:rezonans,tomograf,PET..Starałam się być silna.Nie chciałam się poddać,za to chciałam żyć...
Pamiętam,że na weekend majowy wyszłam na przepustkę,a po powrocie do szpitala założyli mi wkłucie centralne zwane broviac.Pierwszy raz znalazłam się wtedy na stole operacyjnym.
Od tamtego czasu leżałam już na oddziale do września.No byłam w domu na 5 dni w lipcu.
W ciągu pobytu w szpitalu,podczas mojej walki zrozumiałam dużo rzeczy,stałam się doroślejsza,dojrzalsza.Nauczyłam się walczyć o życie,o marzenia.I poznałam tyle cudownych osób.Zaprzyjaźniłam się nawet z klerykiem;) Personel kliniki też był w porządku.Może były jakieś nieliczne wyjątki,ale większość to bardzo sympatyczni ludzie.Z kilkoma pielęgniarkami do tej pory utrzymuję kontakt-piszemy do siebie e-maile.A jak jestem na kontroli to chętnie rozmawiam z lekarzami i lekarkami.
Ze znajomymi z oddziału też mam kontakt.Są osoby,które na prawdę tak strasznie polubiłam.Dzięki nim było wesoło,a na twarzy często gościł uśmiech.
Za tych,którzy dalej walczą ciągle trzymam kciuki.A za tych,którzy odeszli modlę się.I tęsknię za nimi...


Cieszę się,że mi się udało.Bardzo się z tego cieszę.Jestem zaleczona.Mam nadzieję,że w ciagu tych 5.lat przez które muszę się kontrolować,żeby być uznaną za wyleczoną,nie będzie żadnych komplikacji.I nie będzie ! bo ja się nie dam ;)

Udało mi się wyjść z tego nie tylko dzięki swojej sile.Ale też dzięki specjalistom,którym jestem wdzięczna.I dzięki mojej rodzinie,przyjaciołom,znajomym,ludźmi którzy byli przy mnie i dawali wsparcie...


Pauliśka. (07:23)